Obudziło mnie pukanie do drzwi i
łagodny głos mamy.
- Clary? Ktoś do ciebie. Może wejść?
- Kto? Po co? I dlaczego? – trzy
podstawowe pytania.
- Will-
powiedziała a ja czekałam na ciąg dalszy. Jaki do cholery Will?- mieszka w
tutejszym instytucie. Przyszedł ci trochę o nim opowiedzieć. No i o życiu Nefilim. Może jednak zdecydujesz się tam iść? Może podejmiesz treningi?- taaak
już to widzę. Wstałam z łóżka, uklepałam trochę włosy, poprawiłam koszulkę i
podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z impetem a w odpowiedzi zobaczyłam niepewny
uśmiech mamy. Zaraz obok niej stał dość wysoki chłopak, brunet, dobrze
zbudowany. Nawet przystojny ale nie mój typ… chociaż? W sumie nawet go nie znam
i nie wiem czy mam zamiar poznać. Nie wiem czy chce jeszcze z kim kolwiek
rozmawiać… najbliższe mi osoby okłamywały mnie całe życie. Czy ja potrafię
jeszcze tak żyć? Z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka, który wciąż mi się
przypatrywał.
- Hej,
jestem Will. A ty Clarissa jak mniemam? – o. mój. Boże. Kto jeszcze używa
takiego języka?
- Clary-
poprawiłam go wściekłym tonem. Nienawidziłam mojego imienia. Szczególnie
wypowiadanego w pełni. Brunet lekko się uśmiechnął.
- Okey,
wiec Clary. Ładne imię.
-Jak dla
kogo. Dobra co chcesz mi powiedzieć? Tylko sprężaj się.- szczerze? Nie miałam
ochoty z nim rozmawiać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę ze mama dalej tu
stoi.
- Może
zaprosisz kolegę do pokoju?- Jezu czemu ona się wtrąca. Z mina naburmusz onego
dziecka odsunęłam się od drzwi i wpuściłam chłopaka.
- A tak na
marginesie to nie jest i nie będzie moim kolega.- powiedziałam ostro. A potem
zamknęłam jej drzwi przed nosem i oparłam o nie Głowę.
- Nie umiesz docenić tego co masz.-
usłyszałam głos chłopaka z tyłu.
-No faktycznie -mruknęłam- jestem jakimś
pierdolonym mieszańcem mutantem. Moja matka okłamywała mnie całe życie. A jeśli
jej opowieści są prawda to mój ojciec to totalny narcysty cny dupek którego
nawet gdyby żył nie chciała bym znać.- chłopak popatrzył na mnie i lekko
przekrzywił Głowę. Po chwili usiadł i zaczął się uśmiechać patrząc na mnie.
- no i czego się gapisz jak szpak w
malowane wrota?
- wiesz/ wyszczekana jesteś. Prawie jak
Jace heh.- popatrzyłam na niego jak na idiotę. Co on do mnie kurwa mówił?
- Że kto proszę?
-Jace, tez mieszka w instytucie. Tak
jak Isabelle, Alec, ja, Jam i Katie. No do tego Robert i Maryse Lightwood,
rodzice Aleca i Isabelle. A tak na marginesie to twoje życie wcale nie jest
takie do dupy. Musisz się tylko przyzwyczaić. Naprawdę mowie to z całego serca
a nie z przymusu twojej mamy. Chodź ze mną do instytutu, poznasz wszystkich,
trochę się o nas dowiesz. Może jakoś się ułoży?- popatrzyłam na niego nie
pewnie. On to chyba wyczuł bo lekko się uśmiechnął. Szczerze to nie był taki
zły za jakiego go miałam.
- Dobra, ale nie sprawie nikomu
kłopotu?
- Chyba żartujesz?! Jasne ze nie ! to
zbieraj się. Czekam na dole- powiedział a mnie właśnie oświeciło
- Ale bez mojej mamy i Luke'a???
- Spokojnie bez.- uśmiechnął się ciepło
i wyszedł z mojego pokoju. A ja wzięłam się za siebie. Przebrałam się w krótkie
jeans’owe spodenki do tego czarna bokserka i koszula w czerwona Kratę. Włosy
rozczesałam i splotłam w warkocz z boku. Po chwili byłam gotowa i wyszłam z
pokoju. Na dole czekał na mnie już Will. Podeszłam do drzwi i założyłam moje
czarne vany. Po chwili wyszliśmy już z domu. W czasie drogi Will opowiadał mi
trochę o swoim życiu. W instytucie zamieszkał gdy miał 13 lat a teraz ma 17.
Był nawet sympatyczny, w pewnym momencie Will stanął przed pewnym starym,
zniszczonym budynkiem.
- Witamy w Instytucie!- powiedział
wesoły Will
- Ze ta rudera to niby ten wielki
instytut?- nie no nie wierze, nie wierze.
-To nie jest rudera tylko ty tego
jeszcze nie widzisz- powiedział i stanął za mną zakrywając mi oczy dłońmi.-
odpręż się, uwolnij umysł. Tak tez zrobiłam. Po chwili Will ściągnął ręce z
moich oczu.- teraz widzisz?
- O
mój bozie. To jest piękne- powiedziałam zgodnie z prawda. Instytut był
piękny. Po prostu nie da się tego opisać. Will zaprowadził mnie do środka
i zaczął mnie oprowadzać. Po jakimś
czasie na pierwszym piętrze usłyszałam dziwne odgłosy. Will chyba zobaczył moje
za interesowanie bo spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Chodź, pokarze ci. – i poszedł
przodem. Otworzył jakieś duże drzwi a w tym momencie ukazała mi się wielka sala
z manekinami, linkami, mieczami, sztyletami, materacami i takimi innymi. Po
całej Sali byli rozproszeni prawdo podobnie mieszkańcy instytutu. Byli tak
zajęci treningiem ze nawet nie zauważyli kiedy wyszliśmy. Mój wzrok przyciągnął
wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Poruszał się z taka gracja o jakiej ja tylko
mogłam pomarzyć. Po chwili spojrzał w nasza stronę i nas zobaczył. Posłał
Will’owi pytające spojrzenie. Później ego wzrok padł na mnie, zmierzył mnie od
góry do dołu a ja poczułam ze robię się czerwona. Po chwili podszedł do nas i
leciutko się uśmiechnął.
-Jace poznaj Clarisse Morgenstern.- no
tak czyli to jest ten słynny Jace. Ale gdy usłyszałam te nazwisko to naprawdę
się wzdrygnęłam.
-Fray. – poprawiłam szybko
- Co? – powiedzieli oboje na raz
-Fray, nie Morgenstern tylko Fray- nie
czułam się już dobrze nawet we własnym nazwisku. Tyle lat kłamstw. Już sama nie
wiem kim jestem.
- Nie wyprzesz się tego kim jesteś-
powiedział do mnie Jace.
-No co ty nie powiesz?- spytałam a mój
głos opciekał sarkazmem. Blondyn spojrzał na mnie i ukazał swój chytry
uśmieszek. Zobaczyłam ze zbliża się do nas reszta ‘’mieszkancow’’. ok dodaje ten rozdzial i puki nie zobaczę jakichś komentarzy to nie pisze dalej, bo nie widzę potrzeby skoro nikt tego nie czyta :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz