niedziela, 3 maja 2015

Rozdział II

Obudziło mnie pukanie do drzwi i łagodny głos mamy.
- Clary? Ktoś do ciebie. Może wejść?
- Kto? Po co? I dlaczego? – trzy podstawowe pytania.
- Will- powiedziała a ja czekałam na ciąg dalszy. Jaki do cholery Will?- mieszka w tutejszym instytucie. Przyszedł ci trochę o nim opowiedzieć. No i o życiu Nefilim. Może jednak zdecydujesz się tam iść? Może podejmiesz treningi?- taaak już to widzę. Wstałam z łóżka, uklepałam trochę włosy, poprawiłam koszulkę i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z impetem a w odpowiedzi zobaczyłam niepewny uśmiech mamy. Zaraz obok niej stał dość wysoki chłopak, brunet, dobrze zbudowany. Nawet przystojny ale nie mój typ… chociaż? W sumie nawet go nie znam i nie wiem czy mam zamiar poznać. Nie wiem czy chce jeszcze z kim kolwiek rozmawiać… najbliższe mi osoby okłamywały mnie całe życie. Czy ja potrafię jeszcze tak żyć? Z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka, który wciąż mi się przypatrywał.
- Hej, jestem Will. A ty Clarissa jak mniemam? – o. mój. Boże. Kto jeszcze używa takiego języka?
- Clary- poprawiłam go wściekłym tonem. Nienawidziłam mojego imienia. Szczególnie wypowiadanego w pełni. Brunet lekko się uśmiechnął.
- Okey, wiec Clary. Ładne imię.
-Jak dla kogo. Dobra co chcesz mi powiedzieć? Tylko sprężaj się.- szczerze? Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę ze mama dalej tu stoi.
- Może zaprosisz kolegę do pokoju?- Jezu czemu ona się wtrąca. Z mina naburmusz onego dziecka odsunęłam się od drzwi i wpuściłam chłopaka.
- A tak na marginesie to nie jest i nie będzie moim kolega.- powiedziałam ostro. A potem zamknęłam jej drzwi przed nosem i oparłam o nie Głowę.
- Nie umiesz docenić tego co masz.- usłyszałam głos chłopaka z tyłu.
-No faktycznie -mruknęłam- jestem jakimś pierdolonym mieszańcem mutantem. Moja matka okłamywała mnie całe życie. A jeśli jej opowieści są prawda to mój ojciec to totalny narcysty cny dupek którego nawet gdyby żył nie chciała bym znać.- chłopak popatrzył na mnie i lekko przekrzywił Głowę. Po chwili usiadł i zaczął się uśmiechać patrząc na mnie.
- no i czego się gapisz jak szpak w malowane wrota?
- wiesz/ wyszczekana jesteś. Prawie jak Jace heh.- popatrzyłam na niego jak na idiotę. Co on do mnie kurwa mówił?
- Że kto proszę? 
-Jace, tez mieszka w instytucie. Tak jak Isabelle, Alec, ja, Jam i Katie. No do tego Robert i Maryse Lightwood, rodzice Aleca i Isabelle. A tak na marginesie to twoje życie wcale nie jest takie do dupy. Musisz się tylko przyzwyczaić. Naprawdę mowie to z całego serca a nie z przymusu twojej mamy. Chodź ze mną do instytutu, poznasz wszystkich, trochę się o nas dowiesz. Może jakoś się ułoży?- popatrzyłam na niego nie pewnie. On to chyba wyczuł bo lekko się uśmiechnął. Szczerze to nie był taki zły za jakiego go miałam.
- Dobra, ale nie sprawie nikomu kłopotu?
- Chyba żartujesz?! Jasne ze nie ! to zbieraj się. Czekam na dole- powiedział a mnie właśnie oświeciło
- Ale bez mojej mamy i Luke'a???
- Spokojnie bez.- uśmiechnął się ciepło i wyszedł z mojego pokoju. A ja wzięłam się za siebie. Przebrałam się w krótkie jeans’owe spodenki do tego czarna bokserka i koszula w czerwona Kratę. Włosy rozczesałam i splotłam w warkocz z boku. Po chwili byłam gotowa i wyszłam z pokoju. Na dole czekał na mnie już Will. Podeszłam do drzwi i założyłam moje czarne vany. Po chwili wyszliśmy już z domu. W czasie drogi Will opowiadał mi trochę o swoim życiu. W instytucie zamieszkał gdy miał 13 lat a teraz ma 17. Był nawet sympatyczny, w pewnym momencie Will stanął przed pewnym starym, zniszczonym budynkiem.
- Witamy w Instytucie!- powiedział wesoły Will
- Ze ta rudera to niby ten wielki instytut?- nie no nie wierze, nie wierze.
-To nie jest rudera tylko ty tego jeszcze nie widzisz- powiedział i stanął za mną zakrywając mi oczy dłońmi.- odpręż się, uwolnij umysł. Tak tez zrobiłam. Po chwili Will ściągnął ręce z moich oczu.- teraz widzisz?
- O mój bozie. To jest piękne- powiedziałam zgodnie z prawda. Instytut był piękny. Po prostu nie da się tego opisać. Will zaprowadził mnie do środka i  zaczął mnie oprowadzać. Po jakimś czasie na pierwszym piętrze usłyszałam dziwne odgłosy. Will chyba zobaczył moje za interesowanie bo spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Chodź, pokarze ci. – i poszedł przodem. Otworzył jakieś duże drzwi a w tym momencie ukazała mi się wielka sala z manekinami, linkami, mieczami, sztyletami, materacami i takimi innymi. Po całej Sali byli rozproszeni prawdo podobnie mieszkańcy instytutu. Byli tak zajęci treningiem ze nawet nie zauważyli kiedy wyszliśmy. Mój wzrok przyciągnął wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Poruszał się z taka gracja o jakiej ja tylko mogłam pomarzyć. Po chwili spojrzał w nasza stronę i nas zobaczył. Posłał Will’owi pytające spojrzenie. Później ego wzrok padł na mnie, zmierzył mnie od góry do dołu a ja poczułam ze robię się czerwona. Po chwili podszedł do nas i leciutko się uśmiechnął.
-Jace poznaj Clarisse Morgenstern.- no tak czyli to jest ten słynny Jace. Ale gdy usłyszałam te nazwisko to naprawdę się wzdrygnęłam.
-Fray. – poprawiłam szybko
- Co? – powiedzieli oboje na raz
-Fray, nie Morgenstern tylko Fray- nie czułam się już dobrze nawet we własnym nazwisku. Tyle lat kłamstw. Już sama nie wiem kim jestem.
- Nie wyprzesz się tego kim jesteś- powiedział do mnie Jace.
-No co ty nie powiesz?- spytałam a mój głos opciekał  sarkazmem. Blondyn spojrzał na mnie i ukazał swój chytry uśmieszek. Zobaczyłam ze zbliża się do nas reszta ‘’mieszkancow’’. 










ok dodaje ten rozdzial i puki nie zobaczę jakichś komentarzy to nie pisze dalej, bo nie widzę potrzeby skoro nikt tego nie czyta :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz