piątek, 15 maja 2015

ROZDZIAŁ VII

                                                            *OCZAMI JACE'A*

    Siedziałem i wpatrywałem sie w nią. Nie wierze ze to powiedziała, nie wierze ze to prawda.

- powtorz- powiedziałem chwytając ja za rękę.

- Ja... ja cie chyba kocham Jace. - pociągłem ja na swoje kolana i wpatrywałem sie w jej piekne zielone oczka. Miała rumience przez co wyglądała naprawde słodko.- Ja wiem, ze to nie ma sensu. Tymbardziej ze ty tego do mnie nie czujesz. Ja... ja to wiem. To nie ma sensu. - chciała zejsc z moich kolan ale jej na to nie pozwoliłem.

- Nawet jesli ja miałbym powiedziec to samo?


- Nie rozumiem. - była lekko zakłopotana. Spojrzałemw jej oczy i zblirzyłem sie jeszcze bardziej. Złozyłem na jej ustach delikatny pocałunek a gdy zobaczyłem ze nie stawia oporu pogłębiłem pocałunek. Po chwili poczułem jej ddłonie w moich włosach. Błądziłem dłonmi po jej plecach gdy ona pociągała lekko koncówki moich włosów. Czułem sie jak w niebie mogąc w końcu ją dotykac. Była dla mnie jak narkotyk. Moja prywatna odmiana kokainy. Chwyciłem jej biodra by przekręcic nas tak, ze teraz ona była przyciśnieta do materaca. Bałem sie zeby nie zrobic jej krzywdy, była taka delikatna.

       Oderwaliśmy sie od siebie dopiero gdy brakło nam tchu. Niestety jeszcze musielismy oddychac.
Przeniosłem sie pocałunkami na jej szyje a ona gładzila moje plecy. Czułem sie taki szczęśliwy.


- Jace? - Clary odsuneła sie troche odemnie i usiadła.

- Tak?

-Czy.... czy to prawda?

-Hmm?

-Ty... ty...

-Kocham cie Clary. Tak bardzo ze nie umiem wytrzymac gdy cie przy mnie nie ma. - Wtuliła sie we mnie a ja przycisnąłem jej głowe jeszcze bardziej do siebie. Tak bardzo do mnie pasowała. Dopełniała mnie a jej oczy dawały... dawały mi swiatło. Tak światło. Położyłem sie i pociągłem ją za sobą. Lezelismy tak wtuleni w siebie a ja bylem najszczesliwszym człowiekiem na ziemi. Po jakims czasie stwierdziłem ze Clary zasnęła, ja długo nie potrafiłem. Cały czas myslałem o tym ze jej to powiedziałe. Pierwszy raz jakas dziewczyna usłyszała ode mnie te dwa słowa.  A najwarzniejsze było  to ze powiedziałem prawde. Było to szczere. Boje sie o nią. jej ojciec chce ja porwac. Potwał juz jej matke, nie pozwole zeby zabrał i ją. Bede ja bronił, pilnował byle by nic jej sie nie stało. Jest dla mnie najwarzniejsza i nie umiem patrzec na jej strach czy bol. po porostu nie potrafie.



                                                          *OCZAMI  CLARY*


Gdy rano wstalam Jace jeszcze spał, wygladal tak niewinnie a jego wwlosy opaddajace na poduszke tworzyły piekną aureole.

       W instytucie było cicho wie cepwnie wszyscy jeszcze spali.Zeszlam do kuchni zeby zrobic sobie cos na sniadanie ale to co tam zobaczylam mnie przerazilo. Na blacie lezaly skrzydla ptaka a obok nich lezala kartka. Podeszlam powoli i poczytalam "list". Byl ona bardzo krutki ale rownierz wymowny.

                            " NADCHODZE                              
                                                   V.M"


 Wiedzialam do kogo naleza te inicjaly. Litery napisane byly krwia. A napisal je moj ojciec. Tego bylam pewna.    
       Przestraszona od razu pobieglam do mojego pokoju.

 - Jace, obudz się proszę. Jace. - podeszlam do niego i zaczelam go szturchac. Po chwili otworzyl zaspane oczy a usta uniosly się w usmiechu. Chyba wyczytal cos z mojej twarzy bo po chwili spowarznial.
 - Clary co się stalo? - podniusl się na lokciach patrzac mi w oczy. Podalam mu liscik a wzrokiem ucieklam gdzies indziej. Byleby nie patrzec na niego. Po chwili uslyszalam jak ze swistem wciaga powietrze. Chwycil moja brode tak, ze musialam spojrzec w te jego zlote oczy.- Clary, nie pozwole zeby cos ci się stalo. Nie pozwole zeby zrobil ci krzywde.
- Chodz musimy powiedziec Maryse.- powiedzial podajac mi reke. Był dla mnie takim wielki oparciem......



Rozdział krótki i do dupy, ale nie mam weny i jestem mega zmeczona. Jutro sprubuje dodac cos lepszego. Dobranoc :)

                                        xoxoxoxoxoxoxoxoxoxoxox


sobota, 9 maja 2015

ROZDZIAŁ VI

                                                             *OCZAMI JACE'A*



         Siedziałem przy niej cały czas. Nie wiem dlaczego po prostu czułem, ze musze. Czułem jakąś więź z nią. Ona była inna niż te wszystkie dziewczyny, które znałem dotychczas. I kurwa nie umiem sobie wybaczyć tego, że ona zobaczyła w moim pokoju Katie. Wiem, że to moja wina, w sumie to między mną a Clary do  niczego nie doszło. Ale gdy widziałem w kuchni jej minę, to jak na mnie patrzy... czułem szpilki wbijające sie w moje serce. Nie wiem czy Katie jej coś powiedziała, ale jesli powiedziała to napewno nie było nic miłego...
        Nie wiem co działo sie z Clary. W głowie cały czas miałem słowa, które wypowiedziała zanim straciła przytomność. Prosiła zebym jej pomógł a ja tego nie zrobiłem. Nie wiem co sie działo w tej jej pieknej główce ale napewno nie było to dla niej miłe. Chce jej jakos pomoc ale nie potrafie. I to tak bardzo mnie dręczy. Nie wybudziła sie juz od kilkunastu godzin. Maryse powiedziała ze wszystko bedzie w porzadku. Chce w to uwierzyc ale nie potrafie. Nie chce zeby cos jej sie stało.
       Czy ja mogłem sie w niej zakochac? Chyba tak, i chyba to sie stało. Ale ona chyba nic do mnie nie czuje. Szczegulnie po tej akcji z Katie. Musze z tym skonczyc. Chce zeby Clary sie wybudziła i zeby nie była na mnie zła. Cały czas tu siedze i tzrymam ja za reke. Alec pyta co sie ze mna dzieje, bo nigdy nie interesowałem sie tak nikim a szczegulnie dziewczyna. Zawsze byłem tylko ja. Interesowało mnie tylko to zeby sie zabawic, a z Clary jest inaczej. Ją chce trzymac w ramionach, patrzec na jej piekne zielone oczy i widziec jej usmiech. A teraz lezy tu i juz nie wiem co mam robic.
          Powiem jej to. Powiem co do niej czuje. Chce zeby wiedziała. Ona tego do mnie nie czuje ale ja chce zeby ona znała moje uczucia. Po chwili poczułem jak mocniej ściska moją dłoń.

- Jace?... Co... ja.. co sie stało? - plątał jej sie jezyk. Była zdezorientowana. Nie wiedziała co sie dzieje.

- Zasłabłas wczoraj w kuchni. Marys powiedziała, ze bedziesz musiała tu trochę poleżeć.


- Nie. Nie bede tu siedziec. Ide do Simona, musze sie z nim spotkac a wy mi nie zabronicie. To jest moje zycie.

- Clary zostan tu prosze. - juz nie pamietam kiedy ostatni raz urzyłem tego słowa, ale dla niej było warto.


- Nie Jace. Dlaczego miałabym tu zostac???


- Bo... bo ssie o ciebie boje- powiedziałem bez zastanowienia.


- Bój sie lepiej o Katie. Jak bedzie tak łaziła w samym staniku to sie przeziebi. - powiedziała i wyszła bez słowa.


       nie wiedzialem co mam robic. Poszedłem do siebie i myslałem, myslałem o Clary i o tym idiotycznym uczuciu ktorym ja darzyłem. Miłość zabija, niszczy. Własnie co ja teraz robie? Niszcze sie. A zaraz zniszcze sie jeszcze bardziej. Ide do klubu. Musze sie napic. Na trzezwo tego nie przezyje.

       Poszedłem do pierwszego lepszego klubu. Usiadłem w wolnym boksie, zamowilem piwo i piłem. Wyłączyłem umysł i w tym momencie zobaczyłem ją. W boksie naprzeciwko siedziała Clary z jakims fagasem w okularach. Nie widziała mnie. W sumie dobrze, mogłem ją obserwowac a ona o tym nie wiedziała. Gdy ja tak obserwowałem stwierdziłem ze zaczęła sie dziwnie zachowywac, na początku myslałem ze po prostu sie upiła ale nie zachowywał sie jak normalny człowiek, ktory sie upił. Krzyczała, bała sie czegos, nie wiedziałem czego.
     W pewnym momecie mnie zauwazyła, myslałem ze sie na mnie wydrze ze tu siedze i ja obserwuje. Ale zrobiła cos czego wogule sie nie spodziewałem. Podbiegła do mnie i sie przytuliła.

-Jace, prosze wez mnie z tad. On tu jest. prosze. - wtuliła sie we mnie jeszcze mocniej a ja głaskałem ja po plecach.

- Clary spokojnie. Kto tu jest?


- On. Valentine. Jace zabierz mnie z tad. Prosze. - była cała roztrzesiona. Nie dziwie jej sie. Bała sie, bała sie własnego ojaca. Słyszac to wziąłem ja na rece i wyniosłem z klubu. Bałem sie o nią, naprawde sie bałem.

   Pod klubem postawiłem ją na ziemi i spojrzałem w jej oczy. Widziałem w nich ból,  wiedziałem ze musze ja z tad zabrac i dac jej bezpieczenstwo.


- Clary gdzie on jest? - spytałem spokojnie ale wcale nie byłem taki spokojny. Nie mogłem jej pokazac ze cos moze byc nie tak.


- Nie wiem. Słyszałam go...


- Zabieram cie do instytutu. Tam bedziesz bezpieczna - tam bede z toba ja, pomyslałem.

          Nie stawiała oporu, zobaczyłem ze ma na sobie tylko cieniutka bluzke. Szybko sciągłem z siebie kurtke i zarzuciłem na jej ramiona. Cały czas sie rozglądałem, nie chciałem zeby cos jej sie stało.




                                                           *OCZAMI CLARY*




              W instytucie było cicho. Wszyscy spali. Ja raczej dzisiaj nie zasne. Boje sie tak cholernie sie boje.
             Doszlismy pod moj pokuj.

-Jace? - powiedziałam niepewnie, nie wiedziałam jak zareaguje na to co chce mu powiedziec. po tym jak potraktowałam go wczesniej nie dziwiłabym sie gdyby mnie olał.

- Tak? - spytał patrząc mi w oczy co nie zabardzo pomogło.

- Bo.. ja... boje sie sama spac.

- Taki dupek jak ja ma byc twoim anielskim rycerzem? - spytał wciąz patrzac w moje oczy.

- Nie wazne. - gdy siegałam po klamke poczułam jego dłone na moich biodrach. Obrucił mnie tak ze stałam do niego przodem. Oparł swoje czoło o moje a ja wstrzymałam oddech czując jego bliskosc.

-Zostane z toba. - spojrzałam na niego z niedowierzeniem. - przebiore sie i przyjde. - pocałował mnie w czoło a ja poczułam motyle w brzuchu.

       Weszłam do pokoju, wziełam z szafy szorty i luźna bluzke do spania i poszłam pod prysznic. Po wyjsciu spod prysznica umyłam zeby i rozczesałam włosy. Otworzyłam drzwi od łazieki i doznałam szoku. Na moim łuzku ktos lezał, przestraszyłam sie ze to Valentine.

- Spokojnie to ja - usłyszałam głos Jace'a i odetchnęłam z ulga. Podeszłam do łuzka i usiadłam obok Jace'a, ktory tez usiadł.

- Dziekuje. - powiedziałam, byłam mu to winna.


- Nie dziekuj. - potrzyłam w podłoge gdy poczułam, ze bierze w palce moja brode nakazujac potrzec na  niego. Maił piekne oczy, złote. Ale nie zwykłe, to było jakby płynne złoto. Nie wiem dlaczego ale patrzac na niego, na jego spokuj sama robiłam sie spokojna. Oparł swoje czoło o moje a reke połozył na moim policzku. Mimowolnie wtuliłam sie w jego dłon. - Clary nie wiem dlaczego ale czuje ze musze byc przy tobie, chronic cie. Jakis  magnes mimowollnie mnie do ciebie  przyciąga. Gdy zamykam oczy mimowolnie widze twoja twarz, twoj usmiech, twoje oczy. Nigdy czegos takiego nie czułem, zawsze myslałem tylko o tym zeby sie z jakąś dziewczyna przespac. Z toba jest inaczej. Zalezy mi na tobie.

      Siedziałam, nie wiedziałam co powiedziec. Wpatrywałam sie w jego złote oczy. Nawet jesli było to kłamstwo to było ono piekne.

- Jace, kocham cie...


I KOLEJNY ROZDZIAŁ. JAKIS TAKI NIE DO KONCA NO ALE SPOKO.

ROZDZIAL V

                                                            *OCZAMI JACE'A*

        Po 'zajsciu' na treningu Clary szybko sobie poszła a ja nie umiałem pochamowac emocji. Nie wiem dlaczego tak sie zachowywałem, nigdy nie czułem czegoś podobnego. Napisałem do Katie. Wiedziałem ze ona pomoze mi pozbyc sie tych emocji.Po chwili dostałem odpowiedz od Katie, a mianowicie zapukała do moich drzwi. W sumie dobrze miec taką koleżanke. Ale z głowy wciaz nie umi mi wyjsc ta piekna dziewczyna imieniem Clary. W głowie cały czas miałem obraz gdy trzymałem ją w moich ramionach, a na ustach miałem smak jej ust. Były takie delikatne. Nie chce zapeszac ale były jak stworzone do kompletu z moimi. A do tego jej zakłopotanie i te słodkie rumieńce gdy sie od siebie odsunelismy... Ona była inna, ale to nic nie zmienia. To nie ma szans. Co ona miałaby we mnie widziec? Czy mogła by byc z kims kto wiele razy bawił sie dziewczynami a potem je olewał???




                                                          *OCZAMI CLARY
*


           Po tym jak Jace mnie pocałował nie wiedziałam kompletnie co robic. Dlaczego on to zrobił? Takie rzeczy teraz nie są mi potrzebne. Ja musze znaleźć mamę. A takie wyprowadzenie z równowagi mi w tym nie pomaga. Nie powiem ze mi sie nie podobało bo byłoby to perfidne kłamstwo. Ale nie moge sobie teraz pozwolic na zabawy z sercem...
             Gdy sie obudziłam dochodziły mnie bardzo miłe zapachy. Pewnie Marys robiła kolacje bo spałam zaledwie godzine. Wstajac z łuzka zobaczyłam ze na krzesle wciaz wisi bluza ktora dał mi Jace na treningu. Stwierdziłam, ze musze mu ją oddac. Wziąłam ja do ręki i ostatni raz zaciągnęłam sie jej zapachem.
             Zapukałam do drzwi Jace'a i doznałam szoku. Otworzyła mi Katie, prawie naga.

-Ehm, jest Jace? - spytałam choć miałam nadzieje, ze powie mi ze pomyliłam pokoje.
-Jace jest pod prysznicem, a ty czego od niego chcesz, Mongerstern? - zrobiło mi sie naprawde głupio. Najpierw mnie całuje a potem zabawia sie z Katie. Myslałam ze to jednak inny typ chłopaka. Ale znów sie myliłam, on po prostu bawi sie dziewczynami. Stwierdziłam ze dam sobie jednak z nim spokuj. Nie ma sensu.

- Nic szczegulnego. Oddaj mu tą bluze. - dałam dziewczynie bluze i poszłam do kuchni. Byłam naprawde głodna po treningu. Na szczescie w kuchni juz nikogo nie bylo. Wyciagłam jogurt z lodówki za zaczęłam jesc, jesc i rozmyslac. przypominałam sobie ostatnią rozmowe z mama, ktora był klutnia. Załowałam, naprawde załowalam, ze tak to wyszło.
      Nagle do kuchni wszedł Jace, był po prysznicu i jego blond włosy były jeszcze lekko wylgotne. Mimo to ze był naprawde piekny nie chciałam z nim rozmawiac. Wzięłam do rak swój jogurt i chciałam wyjsc z tego pomieszczenia ale wtedy Jace zatarował mi droge.



-Ejj, co jest Clary? - spytał jakby nigdy niec. Nie wiedziałam co mu powiedziec. W koncu do niczego nie doszło. Dla niego to nie mialo najmniejszego znaczenia. On całuje kazda pierwsza lepsza...


- nic, jestem zmeczona. Uczynił bys mi ten zaszczyt i mnie przepuscił? - moj głos ociekł sarkazmem czego sama sie nie spodziewałam.



- Clary widze ze cos sie dzieje, co jest?


- Nic. - ominęłam go i poszłam do swojego pokoju. Połozylam sie na łuzko i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.






    Stałam w swoim pokoju, obok mnie stało duze stare lustro w grubej ramie. Odwruciłam sie i zobaczyłam swoje odbicie. Nagle usłyszałm głos, moj głos. 
-Korzystaj z zycia. Nie zostało ci go duzo.



Obudziłam sie i szybko usiadłam na łuzku. Byłam cała spocona a koszylka kleiła sie do moich pleców. Wyciagłam z szafy czyste ubrania i poszłam pod prysznic.była juz osma wiec zeszłam na dół cos zjesc. Cała droge do kuchni w głowie słyszałam słowa ze snu. Weszłam do kuchni jak zaczarowana, dopiero po chwili zobaczyłam ze jest w niej Jace.  Zrobiłam sobie płatki i usiadłam do stołu. Dopiero wtedy zorientowałam sie ze Jace mi sie przyglada. 

- No co? Nie widziałes nigdy jak człowiek je płatki? - spytałam chyba troszke za szorstko.



- Widziałem jak człowiek je płatki, ae nie widziałem jak człowiek je płatki w takim stanie. 



- Dopiero wstałm. - powiedziałam a w mojej głowie usłyszałam jakies szepty. Wydawało mi sie ze Jace cos do mnie mowił ale ja go nie słyszałam. Słyszałam tylko te szepty. Głowa strasznie mnie rozbolała wiec chwyciłam ja w obie dłonie tak jakbym chciała ja przed czyms obronic. Szepty zaczeły narastac...


- Jace dlaczego tu jest tak głosno? - spytałam ale sama nie usłyszałam swojego głosu. Wstałam chcąc otworzyc okno, bo zrobiło sie strasznie goraco. Gdy byłam juz przy oknie zakreciło mi sie w głowie. Gdyby nie czyjes ramiona upadłabym na podługe. Poczułam zapach Jace'a.

- Clary, Clary co sie dzieje?! Clary cholera patrz na mnie!


- Moja głowa, szepty, Jace pomoz mi....



- Kurwa Clary nie zamykaj tych oczu!







Rozdział bez ładu i składu, ogulnie strasznie krutki. Sry za błedy bo napewno sa. :) popopozdro :*

wtorek, 5 maja 2015

ROZDZIAL IV

               Wczoraj po tym jak się obudzialm Maryse kazała mi zostać w skrzydle szpitalnym żebym odpoczęła. Ale jak ja mam odpocząć gdy moja matka zaginęła a ja nie wiem gdzie ją szukać.  Nie wiem już co mam robić. Chce już z tad wyjść, wyjść z tego świata. Wrócić do mojego normalnego świata, bez nocnych łowców, demonów, aniołów, wampirów i innych ciulstew. Tak dawno nie widziałam już Simona. Musze do niego zadzwonić. Ale to nie teraz, teraz muszę się zająć znalezieniem mamy.

-Clary, Maryse powiedziała ze możesz już z tad wyjść. - usłyszałam głos Jaca. Spojrzałam na drzwi i faktycznie w drzwiach stał ten piękny blondyn. CLARY! co ty mówisz on nie jest piękny. okey... uśmiechnęłam sie na wieść ze w koncu moge z tad wyjsc.

- Fajnie to ja spadam. Wogule to czesc!

- Czesc, i nie tak szybko. Za pol godziny czekam na ciebie w sali treningowej. Maryse wyznaczyla mnie do trenowania ciebie.- powiedzial z tym łobuzerskim usmieszkiem, ktory gdyby nie to ze jest taki piekny zapewne by mnie strasznie irytowal.

- Ze co, prosze? Ja musze szukac mame!

- Tak, wiem. Tylko ze do tego przyda ci sie trening bo chyba twoja mama by nie chciała zebys podczas szukania jej zgineła prawda? a po drugie masz moze jakis genialny pomysł gdzie jej szukac? - Czy on musi miec racje?!


- Moze wizyta u cichych braci???


- Moze najpierw trening?- jejjjku nienawidze jak ktos ma wiecej do gadani niz ja.


- Spoko tylko mały problem.


-Jaki znowu problem? - czemu on jest taki??? Wredny?


-Hmmm, moze nie pamietam gdzie sala? -Odpowiedzialam pytaniem na pytanie.


- Ehhh, dobra bede za poł godziny pod twoim pokojem.


-spoko. - i poleciałam do mnie zbierac sie na trening.


                                                              *OCZAMI JACE'A*


     Szczerze to ja lubie. Ma dziewczyna gadane, tylko denerwuje mnie to ze musze ja szkolic. Nie to ze nie podoba mi sie to ze bede spedzal z nia czas, tylko po prostu nie lubie pokazywac innym moich sztuczek. A inaczej po prostu nie umiem. No ale moze nie bedzie tak zle. Okey zostało mi jeszcze 20 minut do treningu. Ciekawe czym popisze sie rudowłosa? Moze nie bedzie tak zle?

      Gdy podchodze pod drzwi jej pokoju słysze jakies krzyki.


- Nie simon nie powiem ci gdzie jestem! Chciałabym, ale nie moge! nie! Tak, jestem bezpieczna. Musze juz konczyc za niedługo sie odezwe. Czesc, Tesknie.


     Gdy zakonczyla rozmowe szybko odsunalem sie od drzwi. Po chwili z pokoju wyszla Clary. Wszystko byłoby  w porzadku gdyby nie jej oczy. Byly cale czerwone.... czy ona...


-Płakałas? - spytalem chociarz znałem juz odpowiedz. Gdy ja taka zobaczyłem to troszke to zabolało. No ale co mialem zrobic?


- Nie.- nie patrzała na mnie tylko gdzies w przestszen. Wygladała tak jakby chciała jeszcze płakac tylko zabrakło jej łez.


- Pewnie nie odpowiesz mi jesli spytam co sie stało? - miałem jednak cicha nadzieje ze mi powie.


- Pewnie zgadłes. Idziemy?

Wydaje mi sie ze wcale nie chciała isc na trening tylko chciała oderwac sie od pytan. Wiec dam jej spokuj z pytaniami.







                                                              *OCZAMI CLARY*






                Cała droge na sale Jace nie zadawał wiecej pytan. Było mi troche głupio ze tak na niego naskoczyłam. Stwierdziłam, ze go za to przeproszę.
Kiedy na niego spojrzałam okazało sie ze on mi sie przyglada. Usmiechnał sie tym swoim łobuzerskim usmiechem a mi zaparło dech w piersiach.

-Ehm, przepraszam ze tak na ciebie naskoczyłam to nie byla twoja wina. - Powiedziałam na jednym tchu a Jace sie zasmial. - No i z czego tak sie smiejesz?


- Tak słodko sie rumienisz.


- Wcale sie nie rumienie- powiedziałam i przybrałam mine naburmuszonego dziecka.


-No juz nie gniewaj sie. Jestesmy.

No tak stalismy pod drzwiami sali treningowej. Jace otworzył drzwi i weszłam do srodka. Okazało sie ze w sali ktos zostawił otwarte okno i było strasznie zimno. Nie miałam na sobie zadnej bluzy wiec zaczęłam pocierac ramiona dłonmi zeby je rozgrzac. Po chwili poczułam na ramionach jakis miękki materiał. Okazało sie ze to bluza Jace'a. Spojrzałam na niego a on sie tylko uśmiechnął.

-Dziekuje.
     



     Gdy wkładałm rece w rekawy poczułam piekny zapach bluzy. Pachniala Jace'm i jego perfumami. Moglabym wąchac to godzinami ale teraz czekał na mnie trening. Jace wyciagnął z jakiegos schowka czarna torbe i spojrzał na mnie.


- Rzucałaś kiedys sztyletami?


-Ze co, prosze? - Spytałam zdezorientowana  a Jace sie zasmiał.


- Sztyletami. Spokojnie naucze cie. Stan na wprost manekina.


Zrobiłam tak jak mi kazał. Po chwili Jace dal mi do reki sztylet a ja poczułam na plecach jego tors. Połozył swoja dłon na mojej i zaczął tłumaczyc a ja czułam jego przyjemny zapach.



Po około godzinie Jace stwierdził ze teraz zrobimy cos innego mianowicie chodzenie po linie i utrzymywanie rownowagi. Szczerze troche sie przestraszyłam. Jace kazał mi wspiac sie na drabinki i po prostu przejsc po linie. Moze dla niego to jest po prostu ale ja nie zrobie jednego kroku i spadne. Wiem to. Wspięłam sie na drabinki i ostroznie weszłam na line. Zrobiłam jeden krok i poczułam jak lece na dół. Zamknełam oczy w leku przed upadkiem ale go nie poczułam. Otworzyłam oczy, zobaczyłam i poczułam ze jestem w ramionach Jace'a, nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Popatrzyłam prosto w jego złote oczy, podniósł rekę i załozył kosmyk moich włosow za ucho. Mogłabym powiedziec, w moim brzułu pojawiło sie stado motyli ale ta metafora jest do kitu. To było stado pszczół.


-Będziemy musieli popracowac nad koordynacją. - Jego twarz jeszcze bardziej zblizyła sie do mojej....





Rozdział pisany na pół śpiąco. Taki beznadziejny. Jak wszystko wokolo.

CZYTASZ=ZOSTAW PO SOBIE JAKIS SLAD. :)

ROZDZIAŁ III

Gdy poznalam już wszystkich "domownikow" Will oprowadzil mnie po instytucie. Nie spodziewalam się takiego widoku. Instytut byl... Naprawdę piekny, wszedzie wisialy jakies obrazy na ktorych najczesciej byl wizerunek aniola wylajaniajacego się z jeziora z kielichem i mieczem w rece. Na wysokich sufitach wisialy stare zyrandole, ktore naprawdę dobrze się prezentowaly. Na pierwszym pietrze, na samym koncu korytarza znajdowala się wielka biblioteka. Gdy tam weszlam po prostu zaparlo mi dech w piersiach, było tam tyle ksiazek... 

-podoba ci się? - z zamyslenia wyrwal mnie glos Will'a.



- Jeszcze pytasz? To jest niesamowite!



- To jak Clary? Moze mieszkanie tutaj nie będzie takie złe?- Czy mi się wydaje czy zobaczyłam w jego oczach nutkę wiary? 



- Will, nie wiem. To za dużo jak na jeden dzień... Za dużo. Musze się nad tym głęboko zastanowić.



- Dobrze, drzwi sa dla ciebie zawsze otwarte.- przeczesal reka swoje brazowe wlosy a ja zobaczylam po jego rekawem jakis czarny znak, gdy przyjrzałam się bardziej zobaczyłam ze pod jego bluzka widnieje więcej takich znaków.



- Co to jest?- Spytałam chwytając go za rękę.



- Clarisso to sa runy. Mamusia cie nie nauczyła? - uslyszalam jakis inny glos za soba. Odwrucilam się i zobaczyłam jakaś dziewczynę. Wydaje mi się ze to byla Katie. Tak to na pewno ona. Zwykly plastik.



- Yhm, wiesz wydaje mi się ze ciebie nie pytalam. Mamusia cie nie nauczyla zeby nie wtracac się jak dorosli rozmawiaja?



- Hahaha ty dorosla dobre sobie.- gdy uslyszalam jej smiech musialam chwycic się za uszy. 



- O moj Boze widzisz a nie grzmisz... No tak prad plastiku nie bierze.- Katie tylko obrucila się i wyszla.



- Clarisso coaz bardziej cie lubie.- Powiedzial Will a ja na te slowa szczerze się usmiechnelam. 



- Milo, ale teraz musze zbierac się do domu. - gdy spojrzalam w jego szare oczy zobaczylam w nich smutek. 



- Okey...- powiedzial ze smutkiem- Odprowadze cie. - Dzięki. Cala droge do mojego domu szlismy w ciszy.

Gdy już dochodzilismy na miejsce zobaczylam ze cos jest nie tak. Drzwi byly szeroko otwarte. Zastanawialam się co moglo się stac. Do mojej glowy wpadly najciemniejsze mysli. Szybko wbieglam do domu a to co zobaczylam... To byl szok. Wszystkie zeczy byly powywalane z szafek. Pzeszlam po calym domu ale nigdzie nie było mamy. Weszlam do mnie do pokoju. Na łóżku lezala kartka. 


" Spokojnie coreczko, wroce po ciebie.  


Kochajacy ojciec."




Po chwili ktos wyciagnal kartke z moich rak. Popatrzylam w gore i zobaczylam Will'a. Chwile pozniej stalam przed domem a moja twarz byla cala mokra od lez. Poczulam jak podloga chwieje mi się pod nogami. Gdyby ni Will już lezalabym na podlodze, zdazylam jeszcze uslyszec moje imię a potem byla już tylko ciemnosc, ciemnosc i nic wiecej.  



*OCZAMI JACE'A*



Lezalem na luzku i rozmyslalem. Nie powiem ta dziewczyna zrobila na mnie wrazenie. Ladna, wygadana, a jej oczy...moglbym w nich utonac. Ale jej się chyba spodobal Will. Tylko co ona w nim widzi? No tak a co ma widziec we mnie? Zreszta nawet jej nie znam co ja sobie wmawiam? Ze zakochalem się w dziewczynie z ktora rozmawialem raptem piec minut? A po drugie jak? Jace Wayland się zakochal? Hahaah nigdy! Dla mnie liczy się zabawa i tyle. I niech tak zostanie.


Moje rozmyslania przerwalo trzasniecie drzwiami. Nie wiedzac co się dzieje zbieglem szybko na dul. Tam zastalem Will'a... Dopiero po chwili zobaczylem na jego rekach nieprzytomna Clary.  



- Jezus maria...- co pomyslalem to tez powiedzialem. Podbieglem do niego i wzialem od niego rudowlosa. Zanioslem ja do skrzydla szpitalnego i polozylem na luzku. Zaraz za mna przyszedl Will. 


- Stary co jej się stalo?! - nie umialem nad soba zapanowac. Patrzac na nia do glowy przychodzily mi najciemniejsze scenariusze. - Zemdlala. Bylismy u niej w domu...w srodku byl zaly zdemolowany a u niej w pokoju znalezlismy to.- powiedzial i podal mi kartke papieru. Po przeczytaniu jej wlosy stanely mi deba. Wiedzialem kim jest jej ojciec i wiedzialem do czego jest zdolny ale... -Przeciesz on nie zyje... - Tez tak myslalem. -Trzeba powiadomic Marys- chcialem powiedziec cos jeszcze ale przerwalo mi jekniecie. Odwrucilem się i dotarlo do mnie ze to Clary się budzi. Podeszlem do jej łóżka i pochylilem się nad nia, po chwili otworzyla gwaltownie oczy.



-Jace...?








okey kolejny rozdzial. Mialam nie pisac ale jakos nie umiem sie powstrzymac :) Taka ja.


CZYTASZ - ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD :)

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział II

Obudziło mnie pukanie do drzwi i łagodny głos mamy.
- Clary? Ktoś do ciebie. Może wejść?
- Kto? Po co? I dlaczego? – trzy podstawowe pytania.
- Will- powiedziała a ja czekałam na ciąg dalszy. Jaki do cholery Will?- mieszka w tutejszym instytucie. Przyszedł ci trochę o nim opowiedzieć. No i o życiu Nefilim. Może jednak zdecydujesz się tam iść? Może podejmiesz treningi?- taaak już to widzę. Wstałam z łóżka, uklepałam trochę włosy, poprawiłam koszulkę i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z impetem a w odpowiedzi zobaczyłam niepewny uśmiech mamy. Zaraz obok niej stał dość wysoki chłopak, brunet, dobrze zbudowany. Nawet przystojny ale nie mój typ… chociaż? W sumie nawet go nie znam i nie wiem czy mam zamiar poznać. Nie wiem czy chce jeszcze z kim kolwiek rozmawiać… najbliższe mi osoby okłamywały mnie całe życie. Czy ja potrafię jeszcze tak żyć? Z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka, który wciąż mi się przypatrywał.
- Hej, jestem Will. A ty Clarissa jak mniemam? – o. mój. Boże. Kto jeszcze używa takiego języka?
- Clary- poprawiłam go wściekłym tonem. Nienawidziłam mojego imienia. Szczególnie wypowiadanego w pełni. Brunet lekko się uśmiechnął.
- Okey, wiec Clary. Ładne imię.
-Jak dla kogo. Dobra co chcesz mi powiedzieć? Tylko sprężaj się.- szczerze? Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę ze mama dalej tu stoi.
- Może zaprosisz kolegę do pokoju?- Jezu czemu ona się wtrąca. Z mina naburmusz onego dziecka odsunęłam się od drzwi i wpuściłam chłopaka.
- A tak na marginesie to nie jest i nie będzie moim kolega.- powiedziałam ostro. A potem zamknęłam jej drzwi przed nosem i oparłam o nie Głowę.
- Nie umiesz docenić tego co masz.- usłyszałam głos chłopaka z tyłu.
-No faktycznie -mruknęłam- jestem jakimś pierdolonym mieszańcem mutantem. Moja matka okłamywała mnie całe życie. A jeśli jej opowieści są prawda to mój ojciec to totalny narcysty cny dupek którego nawet gdyby żył nie chciała bym znać.- chłopak popatrzył na mnie i lekko przekrzywił Głowę. Po chwili usiadł i zaczął się uśmiechać patrząc na mnie.
- no i czego się gapisz jak szpak w malowane wrota?
- wiesz/ wyszczekana jesteś. Prawie jak Jace heh.- popatrzyłam na niego jak na idiotę. Co on do mnie kurwa mówił?
- Że kto proszę? 
-Jace, tez mieszka w instytucie. Tak jak Isabelle, Alec, ja, Jam i Katie. No do tego Robert i Maryse Lightwood, rodzice Aleca i Isabelle. A tak na marginesie to twoje życie wcale nie jest takie do dupy. Musisz się tylko przyzwyczaić. Naprawdę mowie to z całego serca a nie z przymusu twojej mamy. Chodź ze mną do instytutu, poznasz wszystkich, trochę się o nas dowiesz. Może jakoś się ułoży?- popatrzyłam na niego nie pewnie. On to chyba wyczuł bo lekko się uśmiechnął. Szczerze to nie był taki zły za jakiego go miałam.
- Dobra, ale nie sprawie nikomu kłopotu?
- Chyba żartujesz?! Jasne ze nie ! to zbieraj się. Czekam na dole- powiedział a mnie właśnie oświeciło
- Ale bez mojej mamy i Luke'a???
- Spokojnie bez.- uśmiechnął się ciepło i wyszedł z mojego pokoju. A ja wzięłam się za siebie. Przebrałam się w krótkie jeans’owe spodenki do tego czarna bokserka i koszula w czerwona Kratę. Włosy rozczesałam i splotłam w warkocz z boku. Po chwili byłam gotowa i wyszłam z pokoju. Na dole czekał na mnie już Will. Podeszłam do drzwi i założyłam moje czarne vany. Po chwili wyszliśmy już z domu. W czasie drogi Will opowiadał mi trochę o swoim życiu. W instytucie zamieszkał gdy miał 13 lat a teraz ma 17. Był nawet sympatyczny, w pewnym momencie Will stanął przed pewnym starym, zniszczonym budynkiem.
- Witamy w Instytucie!- powiedział wesoły Will
- Ze ta rudera to niby ten wielki instytut?- nie no nie wierze, nie wierze.
-To nie jest rudera tylko ty tego jeszcze nie widzisz- powiedział i stanął za mną zakrywając mi oczy dłońmi.- odpręż się, uwolnij umysł. Tak tez zrobiłam. Po chwili Will ściągnął ręce z moich oczu.- teraz widzisz?
- O mój bozie. To jest piękne- powiedziałam zgodnie z prawda. Instytut był piękny. Po prostu nie da się tego opisać. Will zaprowadził mnie do środka i  zaczął mnie oprowadzać. Po jakimś czasie na pierwszym piętrze usłyszałam dziwne odgłosy. Will chyba zobaczył moje za interesowanie bo spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Chodź, pokarze ci. – i poszedł przodem. Otworzył jakieś duże drzwi a w tym momencie ukazała mi się wielka sala z manekinami, linkami, mieczami, sztyletami, materacami i takimi innymi. Po całej Sali byli rozproszeni prawdo podobnie mieszkańcy instytutu. Byli tak zajęci treningiem ze nawet nie zauważyli kiedy wyszliśmy. Mój wzrok przyciągnął wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Poruszał się z taka gracja o jakiej ja tylko mogłam pomarzyć. Po chwili spojrzał w nasza stronę i nas zobaczył. Posłał Will’owi pytające spojrzenie. Później ego wzrok padł na mnie, zmierzył mnie od góry do dołu a ja poczułam ze robię się czerwona. Po chwili podszedł do nas i leciutko się uśmiechnął.
-Jace poznaj Clarisse Morgenstern.- no tak czyli to jest ten słynny Jace. Ale gdy usłyszałam te nazwisko to naprawdę się wzdrygnęłam.
-Fray. – poprawiłam szybko
- Co? – powiedzieli oboje na raz
-Fray, nie Morgenstern tylko Fray- nie czułam się już dobrze nawet we własnym nazwisku. Tyle lat kłamstw. Już sama nie wiem kim jestem.
- Nie wyprzesz się tego kim jesteś- powiedział do mnie Jace.
-No co ty nie powiesz?- spytałam a mój głos opciekał  sarkazmem. Blondyn spojrzał na mnie i ukazał swój chytry uśmieszek. Zobaczyłam ze zbliża się do nas reszta ‘’mieszkancow’’. 










ok dodaje ten rozdzial i puki nie zobaczę jakichś komentarzy to nie pisze dalej, bo nie widzę potrzeby skoro nikt tego nie czyta :)

sobota, 2 maja 2015

Rozdział I


-Clarissa! Śniadanie! - słyszę jak co rano... znowu szkoła i kolejny jaksze nudny dzień.
-Już idę! - schodzę z łóżka i Idę do łazienki, patrze w lustro i znowu widzę wory pod oczami i te szpetne piegi. Szybko przemywam twarz i ubieram się w krótkie spodenki, białą bokserkę i i koszule w czerwona ratę. Włosy rozczesuje i zostawiam rozpuszczone. Idę na dół na śniadanie a tu taka niespodzianka. Sama o tym szczerze zapomniałam.
-Sto lat! Sto lat! Niech żyje żyje nam!- na środku kuchni stoi mama z tortem a obok niej stoi Luke – odwieczny przyjaciel, który wciąż wierzy ze będzie dla mamy kimś więcej. W sumie to jest facet uparty.
- Jejku dziękuje!- podchodzę do nich i ściskam ich z całych sił.
- Kochanie dziś twoje urodziny I mamy pewna informacje . Możesz dziś opuścić szkołę i idziemy do pewnych starych znajomych rodziny. Poznasz ich a potem musi… muszę ci coś powiedzieć – powiedziała to takim tonem ze zaczęłam się bać. I jeszcze te porozumiewawcze spojrzenie do Luke'a.
- Okeyyy… a nie możesz mi tego powiedzieć teraz? Proszę? – gdy widzę jej minę to zastanawiam się czy dobrze zrobiłam prosząc ja o to.
- Moim zdaniem powinnaś jej już powiedzieć- wtrącił się Luke, co mnie trochę zdziwiło bo nigdy nie mieszał się w ‘rozmowy’
- Dobrze- powiedziała mama. – ale usiądź. To może być dla ciebie szok.
- Czyli rozumiem mam się bać?
- Clary nie wiem, nie wiem jak to odbierzesz. Czy się załamiesz czy będziesz skakać z radości. Naprawdę nie wiem. – odetchnęła głęboko i zaczęła mówić. – Zawsze mówiłam ci ze twój ojciec zginał w wypadku samochodowym to nie była do końca prawda. Owszem twój ojciec nie żyje ale umarł w pożarze domu. Naszego domy. Tak naprawdę to… jejku nie wiem jak ci to powiedzieć… dobrze zacznę jeszcze raz. Od początku.- kolejny głęboki oddech. – tysiące lat temu pewnemu chłopakowi ukazał się anioł Razjel…- i tak zaczęła opowiadać o tym ze nie jestem normalna… Ze w saumie to ten świat nie jest normalny. Ze mój ojciec był potworem a ona od niego uciekła, ze jestem Nefilim- Nocnym Łowcą, ze istnieją czarownicy, wróżki, demony i podobno anioły. A anioł Razjel dał pierwszemu Nefilim- Jonathanowi trzy tzw. Dary anioła. Był to kielich, miecz i lustro. Do dziś nie wiadomo gdzie jest lustro. I tak dalej i tak dalej a ja już nie mogłam słuchać tego. Zawsze mówiła ze wszystkie te bajki są fikcja. A tu czego się dowiaduje?! Ze jestem jakimś zjebanym mutantem!!! No nie mogę! Po chwili skaczyła….

- Już? Skończyłaś? Fajnie to ja idę do siebie! Nie wierze w te bajeczki!!! Nie jestem żadnym mutantem… nie, nie wierze w to… i w to ze tak długo mnie oklamywałas… nie wierze!!!!- krzyknęłam i wyszłam. Weszłam do pokoju i trzasnęłam głośno drzwiami. To było dla mnie zbyt wiele. Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać? Czy to wszystko jest prawda? Czy ona naprawdę mnie okłamywała? To by w sumie wyjaśniało te dziwne zachowanie gdy wspominałam o ojcu. Ale jak ona mogla mi nie powiedzieć?! W szesnaste urodziny dowiaduje się takich rzeczy. Fajna mi niespodzianka… nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.







OKEY  no to mam juz rozdział...troszke krotki ale postaram sie pisac dłuzsze. Jesli ktos to czyta to prosze kometujcie... dla was to chwilka a dla mnie to naprawde wiele, bo przynajmniej bede wiedziala ze ktos to czyta i co musze poprawic, bo cos na pewno.